Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, ciekawa jestem czy przyjdzie po śniegu czy po trawie?
Właśnie zaczęła się wiosna (?), czego raczej nie widać i nie czuć... może trochę słychać, bo ptaki śpiewaja, dobieraja się w pary, budują gniazda, po prostu szaleją:)
Ale wciąż są mroźne noce i poranki, a śnieg i śliskie chodniki wskazywałyby na coś zupełnie innego niż wiosnę:) Ale to podobno wiosna!
Cóż, jeszcze trochę i będzie pięknie, inaczej być przecież nie może:)
Takie małe babeczki mogą być świetną dekoracją wielkanocnego stołu i zmieszczą się w koszyczku ze święconką.
Ciasto jest słodkie, nadziane rodzynkami i skórką pomarańczową. Można zrobić z podwojonej ilości składników i upiec oprócz małych babeczek, dużą babę wielkanocną.
Polecam!
/na 12 szt/
* 400g mąki pszennej
* 1 szkl mleka
* 30g świeżych drożdży
* 80 g masła
* 1 jajko + 2 żółtka
* 100g cukru brązowego
* 1 łyżka esencji waniliowej lub cukier waniliowy
* 50g rodzynek
* skórka pomarańczowa kandyzowana
* białko do posmarowania
* cukier do posypania
Drożdże rozpuścić w 1/2 szkl letniego mleka, wsypać łyżkę mąki i szczyptę cukru, wymieszać i przykryć zaczyn ściereczką na 10 minut. Do miski wsypać połowę mąki, dodać zaczyn, roztrzepane jajko z żółtkami, cukier, esencję waniliową. Wyrobić ciasto dodając po trochę resztę mąki, mleko, a na końcu stopione masło i bakalie. Można zrobić to ręcznie lub mikserem. Należy wyrabiać ok 5-8 minut, do momentu aż ciasto zacznie odstawać od brzegów miski i dłoni. Jeśli trzeba dosypać kilka łyżek mąki więcej. Przykryć miskę wilgotną ściereczką i odstawić do wyrośnięcia. Gdy ciasto podwoi objętość mozna przystąpić do uformowania małych buleczek. Kulki ciasta umieścić w małych foremkach - mufinkowych , (jak u mnie) tartalerkowej lub małych metalowych formach na babeczki. Pozostawić 30 minut do napuszenia, w tym czasie nagrzać piekarnik do 185stC. Posmarować roztrzepanym białkiem i posypac grubym cukrem. Wstawić do upieczenia na 20-30 minut, aż się zrumienią.
Smacznego!
*
Przymilna i Przymilny w wieku przedszkolnym:)
Przymilna i Przymilny w wieku przedszkolnym:)
Świetne sa te babeczki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńBabeczki śliczne, a Przymilna i Przymilny to już niemal gimnazjalna młodzież a nie przedszkolaki ;)
OdpowiedzUsuńA co do świąt to oczekuję jednak trawy, słońca i wiosny!
:)))) gimnazjalna powiadasz, no tak bo miały wtedy 6 miesięcy:)
UsuńJa tez czekam na wiosnę i święta wiosenne a nie zimowe:)
Ależ pysznie wyglądają... ślinka leci na sam widok :)
OdpowiedzUsuńAniu mnie nie leci:))))
UsuńTeż robimy takie babeczki :) Mam nadzieję, że na Wielkanoc nie będzie już śniegu!
OdpowiedzUsuńTez mam naką nadzieję, musi wreszcie coś drgnąć!:)
Usuńcudne :) u nas na święta tez królują wszelkiej maści babeczki :)
OdpowiedzUsuńpięknie się prezentują babeczki i kociaki też:)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry patent koszyczkowy i świąteczny:) Każdy ma swoją wielkanocną babeczkę. Nie zje, to zabiera:) Przedszkolaki cudowne:) Pozdrawiam zaniepokojona kolejnymi opadami białego puchu, a to nie cukier puder, oj nie;)
OdpowiedzUsuńU nas wciąż śnieżnie i mroźno:))
UsuńBabeczki w wersji mini sa urocze! Chyba podkradnę Ci ten pomysł...:-)
OdpowiedzUsuńCudowne! Ale chyba mało dietetyczne?
OdpowiedzUsuńJak wszystko co słodkie:)...ja nie jadłam! przyznaję bez bicia:)))
UsuńWygladaja pysznie jak i kotki:)
OdpowiedzUsuńSuper, przymierzam się do babeczek na święta, przepis ze względu na zdjęcia wygląda świetnie!
OdpowiedzUsuńFajne babeczki. Akurat do koszyczka:)
OdpowiedzUsuńtakie fajne, okrąglutkie :)
OdpowiedzUsuńPycha babeczki
OdpowiedzUsuńi pycha koteczki :-)))
Pięknie wyglądają te babeczki . Do koszyczka będą idealne :)
OdpowiedzUsuńInaczej być nie może a babeczki idealne!!!
OdpowiedzUsuńNormalnie mam ochotę leciec do kuchni i piec!
OdpowiedzUsuńUpiecz i daj rodzinie, ja tak robię, samym pieczeniem już się najadam...oczami!!!!
UsuńKasiu - duża buźka za super przepis! Dziękuję Ci bardzo :-)
OdpowiedzUsuńNie ma za co:)
UsuńNigdy jeszcze nie zdarzylo mi sie kupic gotowego ciasta w proszku, do ktorego wlewa sie wode, zamiesza i gotowe. To samo sie ma do sosow, kremow, sproszkowanych zupek i nawet przyprawy w paczuszkach mnie odrzucaja, bo wiecej w nich smieci niz czystej przyprawy. Pozna niedziela wrocilam z Malopolski, z urodzin Mojego Wuja. Tamtejsze rejony zachowaly oblicze rdzennego Polaka: wiernego polskiej, biesiadnej tradycji przy obfitym stole i religijnej pokorze dnia codziennego. Kiedy przekroczylam prog skromnego domostwa, zachwycilo mnie gorace, rodzinne powitanie jego domownikow. Poczulam sie zupelnie swojsko siadajac do goscinnego stolu, na ktorym staly pietrowe polmiski pelne ciast, a miedzy nimi ogromna drewniana deska, a na niej jeszcze wieksze peto swojskiej kielbasy. Obok lezaly wedzone boczki i pare juz pokrojonych plasterkow... centymetrowych plastrow. Byl ostry noz i widelec do serwowania. Do tego wszystkiego zaserwowano gosciom domowa nalewke na spirycie.Takiego stolu dawno nie widzialam i za takim wlasnie tesknilam. Przypomnialy mi sie smaki wiejskich dobrodziejstw, ktore Moj Tato sam wyrabial- a byly pyszne i cenione wsrod licznych. Potem trans kulinarnych potraw nie znal konca: staropolski dwudaniowy obiad, salatka jarzynowa, bigos, galaretka wieprzowa, zraziki, rolady ... i Bog wie co jeszcze. Nie podolalam wszystkiego skosztowac. Ale wszystko bylo swojskie, przygotowane z najlepszych produktow, ze smakiem i miloscia. Punktem kulminacyjnym bylo "wejscie smoka', czyli okolo 7kg szynki: takiej prawdziwej z koscia, marynowanej w zalewie; podwedzanej i parzonej. Wspanialy jej smak zapamietam na dlugo. Podczas jej serwowania wynikla niechcaco komiczna scenka. Otoz przemily moz mojej kuzynki poprosil mnie, z racji tej, ze niby obyta w wiejskim fachu, abym pomogla mu kroic sznke zdobiaca srodek stolu i zaserwowac wszystkim, 30 gosciom z rodziny. Ale kompromitacja !!! ja chcialam kroic takie piekne, rowniotkie plasterki, jak najciensze, jak restauracyjne, a maz kuzynki zaprzeczal, ze zle kroje ! Przepraszalam, ze plastereczki z deczka wygladaly na zmeczone, na poszrtpane ale taka wielka szynke kroic recznie, to nielada wyczyn.. NIELADA. Staralam sie jak tylko moglam ale uwagi meza kuzynki byly coraz "ostrzejsze". Oblalam sie wstydem, bo wszyscy czekali na ciag dalszy. Przeprosilam raz kolejny za moje nieudacznictwo i wtem maz kuzynki chwycil noz, wcdzial widelec, spojrzal na mnie ironicznym usmiechem i zaczal kroic... PAJDY, ogromnie grube porcje jak bity. Wszyscy parskneli smiechem i komentujac sprawili, ze poczulam cholerny wstyd i slabosc. Moja porcje degustowalam caly wieczor. To byly wielkie urodziny. Ale sie rozpisalam.. przepraszam i pozdrawiam milosnikow prawdziwych smakow. Jutro wyciagam mrozone jagody i maliny i beda palmowo- drozdzwe wypieki :)))
OdpowiedzUsuńCzyli wyjazd do Wuja udany, a ten mały blemaż to nic, wybaczyli na pewno, przecież my mieszczuchy jemy szyneczkę cieniutko krojoną i oszczędnie:) zreszta pewno i dobrze bo to dużo mięsa nie znaczy zdrowo! choć nie jestem wegetarianką i mięso jem od czasu do czasu, to jednak myślę że we wszystkim musi być umiar, jedzmy wszystko ale z rozsądkiem:) pozdrawiam:)
Usuń...miało być blamaż!
UsuńTe dwa futrzaki, choc podobne do pyszczka, sa zupelnie innej masci, wlasnie chocby na pyszczku ( wiem, wiem sokole oko ) ale i tak cudne, jak wszystkie kociaki ;)
OdpowiedzUsuńA Przymilna to właśnie Pyszczek w młodości:)))
OdpowiedzUsuńKasiu fajne te babeczki, w sam raz do koszyczka:). Ja też co roku piekę koszyczkowe, ale akurat nie drożdżowe, te piekę w większej formie:). Buziak
OdpowiedzUsuń