Któregoś roku udało mi się ich nie usmażyć i jakoś przeżyliśmy:) Były co prawda tęskne zawodzenia, przywoływanie lat tłustych, wspominanie smaku domowych, itd...
W tym roku nie udało mi sie wymigać.
Cieszmy się więc krótkim czasem karnawału, kiedy pączki jeść należy i już!
A skoro należy, to sobie zrobiłam... i zjadłam...i miałam wyrzuty sumienia - a co!:)
Wypróbowałam przepis ze starej 'Książki Kucharskiej' mojej Mamy, wydanej w 1954 roku, więc już zabytkowej. Z niej właśnie Mama uczyła się kucharzenia, książka była dla niej nieustajacym źródłem podstawowych wiadomości dotyczących gotowania, pieczenia, prowadzenia kuchni (a były to czasy posuchy w książki kulinarne...wiadomo) ale i inspiracji, teraz kolej na mnie...
Dodam, że książka jest już bardzo sfatygowana, dosłownie 'sypie się' (papier kruszy się jak maca:)) i wymaga reanimacji oraz gruntownego remontu. Muszę poszukać dobrego introligatora (może ktoś podpowie, gdzie we Wrocławiu można znaleźć takie miejsce), któremu udałoby się tą dogorywającą książkę uratować. Kiedyś była taka osoba w moim nieistniejącym już biurze, która potafiła czynić cuda... ale to było bardzo dawno temu...
Gorąco polecam!
PĄCZKI Z KONFITURĄ Z WIŚNI
rozczyn:
* 5 dag drożdży
* 2 dag cukru
* mleko
ciasto:
* 4 żółtka
* 3 jaja
* 8 dag cukru
* 75 dag mąki
* mleko**
* otarta skórka z cytryny
* sól
* 1 łyżka spirytusu
* 14 dag masła
* 30 dag konfitury z wiśni
* tłuszcz do smażenia - smalec lub olej rzepakowy
* cukier puder z wanilią do posypania lub lukier
Zarobić rozczyn, pozostawić do wyrośnięcia.
Jajka i żółtka utrzeć z cukrem i otartą skórką cytrynową, przesiać mąkę, dodać wyrośnięty rozczyn, mleko, sól, alkohol i wyrabiać ciasto ręką.
Gdy wszystkie składniki połączą się, dodawać powoli roztopiony tłuszcz i wyrabiać do momentu naż będzie gładkie i lśniace. (Można oczywiście ciasto wyrobić mikserem). Przykryć miskę i postawić do wyrosnięcia - powinno podwoić objętość.
Podzielić ciasto na 4 części.
Kazdą część rozwałkować dość grubo, podsypując mąką.
Konfiturę wisniowa odsączyc na socie z płynu. (Mozna uzyć marmolady).
Wykrawac niewielkie krążki, na jeden krążek nakładać konfiturę, nakryć drugim***, brzegi przygnieść silnie końcami palców i ponownie wykroić foremką - w celu wyrównania brzegów.
Układać pączki na omączonej stolnicy, nakryć ściereczką, pozostawić w cieple do wyrośnięcia.
Gdy podrosną obrócić na drugą stronę.
Tłuszcz u mieścić w naczyniu do smażenia, włączyć gaz i podgrzać. Zrobić próbę: w tym celu wrzucić kawałek ciasta , jeśli wypłynie na wierzch i wyraźnie zaczyna się smażyć tłuszc jest wystarczająco gorący.
Wyrośniete pączki omiatać pędzelkiem z mąki i kłaść na nagrzany tłuszcz górną stroną na dół. Pączki mają swobodnie pływac w garnku.
Smażyć pączki pod przykryciem.
Gdy polowa pączka zanurzona w tłuszcu zrumieni się, odwrócić patyczkiem i dosmażyćbez przykrycia.
Wyjąć pączki na bibułkę i osączyć z tłuszczu, posypać cukrem z wanilią lub polukrować.
Ułożyć na półmisku.
Smacznego!
** W przepisie nie jest określona dokladna ilość mleka, ja dałam niecałe 2 szklanki. Dolewałam sukcesywnie aby nie było go zbyt dużo, bo ciasto byłoby za luźne.
***Aby mieć pewność, że krążki się dobrze zlepią można przed zlepieniem posmarować brzeg dolnego roztrzepanym białkiem - ja tak robię:)
Polecam również te:
Pączki wyśmienite
Pączki sznejderowskie
Oponki
Cynamonowe pączusie serowe
*
Piękne Ci wyszły :) Takie wzorcowe, z obrączką :)
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mogę się przekonać do smażenia pączków z konfiturą i zawsze nadziewam je po usmazeniu, takie dopiero co wyjęte z tłuszczu.
Dziękuję, wbrew pozorom nadziewanie szybko idzie:)
UsuńJak dla mnie paczki idealne :) Wygladaja wspaniale. Czestuje sie paczkiem :)
OdpowiedzUsuńCzęstuj sie Majeczko:)
UsuńAle zapachniało:) A książkę mam bardzo podobną, również z lat pięćdziesiątych (muszę sprawdzić) również po mamie, tylko chyba jeszcze bardziej sfatygowaną:)
OdpowiedzUsuńKaprysiu, moja książka jest w bardzo złym stanie czego na zdjęciu nie widac...
UsuńNo cóż, lata i kuchnia robią swoje. Moja raczej prezentuje się jeszcze gorzej,bo do zdjęcia się nie specjalnie nadaje;), ale właśnie taka jest dla mnie cenna, bo mama swoją ręka ponanosiła w niej korekty przepisów, na przykład przy keksie, serniku i pierniku:) Też swoje dołożyłam, bo zdarzyło mi się chlapnąć na kartki pianą z białek, albo ciastem, fe;) No i kartki się sypią, wypadają i kruszą, a okładka już dawno zastąpiona jest oklejoną tekturą. Już raz była trochę restaurowana, ale znowu wymaga poważnej renowacji. Musi być wieczna, bo bez niej nie umiem się obyć, chociaż przyznam,że ostatnio częściej zdarza mi się zaglądać do internetu, a często właśnie do Twojego bloga, zamiast do wysłużonej staruszki:)Ale być musi, bo jest niezależna od prądu, kabli i łączy, a poza tym kiedy jej dotykam, to prawie czuję obecność mojej mamy. Pozdrawiam:)
Usuńcudowne paki, takie tradycyjne, stare,sprawdzone receptury są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńTez tak uważam:)
UsuńRewelacyjne, takie puchate!
OdpowiedzUsuńA ile mleka? Pozdrawiam!
No właśnie, w tych przepisach często nie ma np ilości mleka w drożdżowych wypiekach, może książka jest dla ludzi z inwencją? w kazdym razie ja dolewałam po trochu i było to ok 2 szkl, ale dokładnie nie powiem...
UsuńŁał, wyszły wzorcowo. Ja, aby mieć w tym roku mniejsze wyrzuty sumienia, planuje pączki pieczone, a nie smażone. :)
OdpowiedzUsuńTo jest bardzo dobre rozwiazanie, ja tez planowałam tylko pieczone... ale z planów nici:)
UsuńPysznie Ci wyszły!
OdpowiedzUsuńMówisz Kasiu, że należy je jeść? Hmm... może i ja się skuszę, wszak jeszcze mam tydzień do namysłu. Już zapomniałam, jak smakuje pączek. Oj kusisz Kasiu, kusisz.
Nalezy! więc pozwól sobie choc na jednego:)
UsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńNiepotrzebnie masz wyrzuty sumienia:)
Wczoraj przeczytałam, że kiedy księżyca ubywa (czyli właśnie teraz),
można się objadać do woli, bez konsekwencji w postaci przybrania na wadze;)
A co jeśli sadełka przybyło podczas pełni?...to teraz ubedzie?
UsuńMniam mniam. Piękne paczusie!Nie robiłam nigdy tradycyjnych pączków i może wreszcie się odważę. U mnie w domu robiło się je z marmoladą jabłkową z drobno posiekaną kandyzowaną skórką pomarańczową... były pyszne!:)
OdpowiedzUsuńTeż pyszne:)
UsuńMoje książki po mamie niestety już się dawno rozsypały... A moze zeskanuj ja na wszelki wypadek (zanim znajdziesz introligatora)?
OdpowiedzUsuńPaczki są mi wzbronione. Wykroczeniem byłby nawet jeden, wiec nie podejmę się robienia domowych, bo aż tak silnej woli to nie mam żeby zrobić i nie jeść... Chyba poczęstuję się u ciebie wirtualnie :), bo wyglądają bardzo apetycznie.
Nika
Dobry pomysł z tym zeskanowaniem...
UsuńProszę napisz ile dać mleka?
OdpowiedzUsuńI tu jest problem, jak napisał w komentarzu powyżej - nie okreslono ilości w przepisie, ja dałm ok 2 szkl powoli dolewalam coby nie przesadzić z ilością, ciasto nie może być za luźne bo trudno będzie formowac.
UsuńJa dziś nie dam rady zrobić pączków, ale może przed Wielkim Postem mi się uda :) W zeszłym roku robiłam pączki wg przepisu Siostry Anieli - i ona ma fajny patent na wycinanie i łącznie połówki dolnej i górnej: układa grudki dżemu w regularnych odstępach na jednej warstwie ciasta, przykrywa drugą, a potem wykrawa pączki z całości szklanką. Są równiutkie i od razu się sklejają. Wypróbowałam to w zeszłym roku - i działa!
OdpowiedzUsuńTo trochę taki sposób jak na tortrlini, rzeczywiście mozy przy pączkach sprawdzic sie, dziekuje i pozdrawiam:)
UsuńNie odmówię wirtualnie,marzy mi się ostatnio pączek domowej roboty hmmm
OdpowiedzUsuńNiestety robić nie będę bo boje się że wszystkie sama zjem:)
Znam ten ból...:)
UsuńU mnie dzisiaj tez bylo drozdzowo, choc nie paczkowo ;)
OdpowiedzUsuńPuszyste chalki i rogaliki z nadzieniem orzechowym i to z przepisu tegoz bloga z 17/12/2008- wspanialy przepis ciasta drozdzowego na plecionki i inne ... Paczki poczekaja na ostatki i pewnie podwoje lub potroje porcje. Te ze zdjec wygladaja bardzo apetycznie: wyrosniete, wypieczone konfitura przelozone, jeszcze cieple, jeszcze chrupkie me paczusie przemilutkie :D
Masz rację, plecionki z tego przepisu piekłam wielokrotnie i muszę przyznać że są bardzo smaczne. Ja na ostatki planuję faworki:)
Usuńooo ! bym zapomniala, na ostatki beda tez chrusty- rzecz oczywista
Usuńi to juz za dwa tygodnie ? .. :)
Cuda, prawdziwe cuda u Ciebie. A myślałam, że dziś u mnie :)
OdpowiedzUsuńNie dzis to jutro, będą i u Ciebie:)
UsuńPączki wyglądają wyśmienicie:) Z chęcią zjadłabym jednego, albo i dwa... no nic, pozostaje chyba samej upiec:)
OdpowiedzUsuńUpiecz koniecznie!
UsuńWyglądają obłędnie ;D
OdpowiedzUsuńTak też smakują:)
UsuńKasiu a ja właśnie o tobie myślałam:))dlaczego???...bo chlebuś włozyłam do garnka..i siedzę i czekam ..i juz zaczynam czuć aromat...ale paka to bym nawet o tej godzinie chetnie wciągnęła...hihihi...a wiesz ,ze na prezent czasem kupuije Mikołajka memu ślubnemu????więc z tobą wszystko ok:)))
OdpowiedzUsuńKamień z serca co do Mikołajka...a zapach chleba to najpiękniejszy zapach jaki się w domu zdarza:)
UsuńKasiu, pączki wyglądają bosko! Lepiej niż z najlepszej cukierni. No po prostu fantastyczne! Chyba wpadnę Cie odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wyszły Ci idealnie, jak z cukierni, ale na pewno o niebo lepsze w smaku, marzą mi się takie :)
OdpowiedzUsuńWzorcowe!!!!!!!!!!!!!!!! Takie przepiękne ma się rozumieć
OdpowiedzUsuńMniam, mniam, mniam! Nie potrafiłabym się oprzeć :) Jedyne co by mnie mogło zahamować to ten smalec - moje serce by mi nie wybaczyło takiej dawki cholesterolu. Ale jeśli byłyby smażone na oleju rzepakowym to mogłabym jeść bez wyrzutów sumienia ;)
OdpowiedzUsuńKasiu cudowne pączuce:) Został choć jeden?:) Pewnie nie:) .... uwielbiam takie stare ksiązki kucharskie, samam mam taką w spuściźnie po Babci:). Ja zawsze pączki nadziewam po upieczeniu,a le to dlatego, ze zostawiam kilka pustych wśrodku dla Olka:) Zasyłam buziaka
OdpowiedzUsuńMoże się odważę... Pączki robiłam raz w życiu - można było nimi wybijać okna...
OdpowiedzUsuńMam wydanie IV tej samej książki z 1962 roku. W przepisie jest podane ok. 2 szklanek mleka. Pozdrawiam serdeczie, Anna.
OdpowiedzUsuńCzyli wszystko w porządku, ja tyle właśnie dodałam, dziękuję za informację i pozdrawiam:)
UsuńJa mam takie pytanko,bo kłócę się z mężem włąśnie-czy dodanie do ciasta ok. 2 ł wódki to jest to samo,co 1 ł spirytusu?Znaczy,czy ten alkohol w cieście (stężenie?) się podwaja przy podwójnej ilości?Mnie się wydaje,że to nie to samo,że musi być ten spirytus...
OdpowiedzUsuńMyslę że spirytus byłby lepszy ale z barku laku:) ja czasem nie mając spirytusu daję łyżkę octu spirytusowego lub sok z cytryny i jest Ok:)))
UsuńJa mam takie pytanko,bo kłócę się z mężem włąśnie-czy dodanie do ciasta ok. 2 ł wódki to jest to samo,co 1 ł spirytusu?Znaczy,czy ten alkohol w cieście (stężenie?) się podwaja przy podwójnej ilości?Mnie się wydaje,że to nie to samo,że musi być ten spirytus...
OdpowiedzUsuń