gry online

5/30/12

Łatwe ciasto z truskawkami




Wreszcie są! 
Truskawki to jedne z najpyszniejszych, według mnie, owoców.  Mają w sobie polskie słońce, zapach polskich pól, wiosennego wiatru, pyszny i soczysty miąższ...
Czekam na nie tak długo, tęsknię za nimi jak za czymś ukochanym...
Kiedy się nareszcie pojawią, najpierw muszę nacieszyć się ich smakiem i wyglądem, zapachem, piękną barwą... delektuję się nimi:)
Tak szybko mija sezon na truskawki, że nigdy nie zdążę nacieszyć się na zapas... choć przetwory z ich udziałem zawsze robię. 
Ciasto w typie: łatwe i pyszne.  W zasadzie to klasyk, ciasto ucierane, które piekę także z innymi owocami sezonowymi... a z truskawkami smakuje wybornie!
Polecam!


ŁATWE CIASTO Z TRUSKAWKAMI
/forma 25x38cm/

*  6 jaj
*  1 szkl oleju roślinnego
*  2,5 szkl mąki pszennej
*  2 łyżki mąki ziemniaczanej
*  szczypta soli
*  1,5 szkl cukru
*  otarta skórka z cytryny lub cukier waniliowy
*  2 łyżeczki proszku do pieczenia

*  ok 75dag truskawek

Owoce obrać, umyć, pozostawić na sicie aby obciekły.
Oddzielić białka od żółtek.  Do miski miksera włożyć białka i sól,  ubić pianę, pod koniec dodać cukier.  Ciągle ucierając dodawać po jednym żółtka, a następnie wlewać cienkim strumieniem olej.  Wyłączyć mikser, dodać mąkę pszenną i ziemniaczaną z proszkiem do pieczenia i wymieszać warzechą. 
 
Formę wyłożyć papierem do pieczenia i wylać do niej ciasto.  Wyłożyć na wierzch truskawki, jeśli są duże, przekroić na połówki i układać przecięciem do góry.

Piec w temp. 180stC przez 50-55 minut, lub z termoobiegiem w temp. 170stC przez 45-50 minut.
Sprawdzić patyczkiem , jeśli potrzeba - dopiec jeszcze przez kilka minut.




Ostudzić, posypać cukrem pudrem i ....jeść z apetytem popijając chłodną zieloną herbatą, siedząc w ogrodzie i podziwiając maj:)))
Smacznego!









5/28/12

Chleb z suszonymi owocami




Zatęskniłam za eksperymentami chlebowymi:)
Tym razem 'nadziałam' mój bochenek suszonymi owocami, które zostały po jakimś cieście, a z którymi nie bardzo wiedziałam co zrobić...wiosną raczej na keksy nie mamy już ochoty.  Teraz królują ciasta z owocami... tyle że świeżymi.
Właśnie zainaugurowaliśmy sezon truskawkowy... na razie w wersji  ascetycznej, nie profanując ich niebiańskości niczym zbędnym:)
Na ciasta z truskawkami oczywiście też przyjdzie czas.




Chleb wyszedł bardzo smaczny,  ze słodką nutą (w końcu z owocami) ale nie na tyle, aby nie móc zjeść kromki z serem czy wędliną.  Nie wiem jak Wy, ale ja lubię w potrawach i wypiekach kontrasty, często mieszam słone lub kwaśne ze słodkim albo gorzkim... różnorodność smaków w jednej potrawie bardzo wzbogaca sferę doznań, podkreśla i wydobywa smak, nadaje potrawom nietuzinkowy wymiar...  kto np nie lubi słodkiego ciasta drożdżowego z kwaśnym rabarbarem?  Osobiście znam tylko jedną taką osobę (z którą zresztą mieszkam pod jednym dachem:)) , której takie połączenie zupełnie nie odpowiada, podobnie jak np. chleb ze słodkim wsadem... no cóż, byłoby nudno na świecie, gdyby wszyscy lubili to samo:)



CHLEB Z SUSZONYMI OWOCAMI I SŁONECZNIKIEM

/pieczony w 5l garnku żeliwnym/

*  500g mąki pszennej chlebowej (typ 650,750,850)
*  200g mąki żytniej chlebowej (typ 720)
*  10g świeżych drożdży
*  2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju roślinnego
*  1 i 3/4 łyżeczki soli
*  1 łyżeczka cukru
*  ok 550g wody
*  kilka łyżek ziaren słonecznika
*  3 suszone śliwki, 3 suszone morele, 2 suszone gruszki
*  2 łyżki suszonej żurawiny

Owoce pokroić w kostkę.
Do dużej miski wsypać mąki, dodać resztę składników i wlać wodę z rozpuszczonymi drożdżami.  Wymieszać do połączenia składników.  Miskę szczelnie przykryć i odstawić na 12-18 godzin.
Po czym wyjąć przefermentowane ciasto na omączony blat lub stolnicę i uformować okrągły bochenek.
Oprószyć mąką i przykryć ściereczką.
Umieścić w piekarniku garnek żeliwny, włączyć nastawiając temperaturę 220stC.
Po ok 45 minutach wyjąć garnek, ostrożnie przełożyć do niego chleb.  Przykryć i wstawić do upieczenia na 35 minut.  Następnie zdjąć pokrywkę i dopiec chleb przez kolejne 35 minut.
Wyjąć na kratkę i ostudzić.
Smacznego!



*







5/26/12

Ciasto na Święto Matki :)





Takie oto pyszności przygotowała mi córka na  dzisiejsze święto:)
Ciasto czekoladowe z cukinią przełożone kremem z białej czekolady, co tu się będę rozwodziła... ciasto jest pyszne i... na pewno nie dietetyczne!:) ... ale kto by w takim dniu myślał o biodrach:))


TORT POTRÓJNIE CZEKOLADOWY
Z CUKINIĄ I MUSEM Z BIAŁEJ CZEKOLADY


/forma o śr. 24cm/

ciasto:
*  250g mąki
*  50g kakao
*  szczypta soli
*  1 łyżeczka proszku do pieczenia
*  1 łyżeczka sody oczyszczonej
*  100ml oleju roślinnego
*  180g cukru
*  2 jajka
*  400g cukinii startej na tarce (2 szt)
*  100g czekolady (biała, mleczna, gorzka)

krem:
*  200ml śmietanki 30%
*  200g białej czekolady

Piekarnik nagrzać do 180stC.
Wymieszać mąkę z proszkiem, sodą , solą i kakao.  Czekoladę drobno posiekać.
Zmiksować jajka z cukrem, na końcu dolewając olej.   Wymieszać z suchymi składnikami dodając startą na tarce cukinię , na końcu wsypać posiekaną czekoladę.  Przełożyć do wysmarowanej masłem formy.
Wstawić do piekarnika, piec przez 45-55 minut - do suchego patyczka.
Wyjąć i ostudzić.
Przekroić w poprzek.
 Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej lub mikrofalówce, przestudzić.
Ubić śmietana na sztywno,  dodając partiami stopioną czekoladę dokładnie ale niezbyt mocno wymieszać.

Ciasto przełożyć kremem i posmarować wierzch.
Udekorować*** , przechowywać w lodówce.
Smacznego!

*** Moje ciasto obsiadły serduszka  z czekolady, które robimy 'rysując' dowolne kształty rozpuszczoną czekoladą na pergaminie, po czym studzimy wzory w lodówce i układamy na cieście.

A nawiasem mówiąc, nie uważacie, że rośnie mi niezła konkurencja?...a właściwie już urosła:)))









Najlepsze życzenia dla wszystkich Mam:))




5/25/12

A jutro....



...święto zapowiada się czekoladowo i pysznie:)

5/23/12

Tarta cytrynowa



Piękne lato mamy tej wiosny:) We Wrocławiu temperatury dochodzą do 30stC.  Ogrody czekają na orzeźwienie... a deszczu jakoś nie widać...
A ja czekając cierpliwie na pyszne, pachnące słońcem, polskie truskawki z pola, zajadam się tartą cytrynową - a że jest upalnie - popijam pyszną cytrynadą:)




Tarta najlepiej smakuje, kiedy dobrze przestygnie, a jeszcze lepiej  jeśli schłodzimy ją przez co najmniej godzinę w lodówce.
Dodam tylko, że mimo długiego opisu wcale nie robi się jej długo.  W sam raz na takie lato jak dziś:)
Gorąco polecam!


TARTA CYTRYNOWA
/forma o śr. 30cm/

ciasto:
*  2 niepełne szklanki mąki pszennej /tortowa, krupczatka/
*  150g masła
*  1 żółtko (białko zostawić do masy śmietanowej)
*  3 łyżki cukru
*  szczypta soli
*  cukier waniliowy
*  1-2 łyżki zimnej wody

Zagnieść kruche ciasto, zlepić w kulę, zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki.

masa cytrynowa:
*  1 budyń waniliowy - proszek
*  1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
*  3 łyżeczki cukru
*  sok i otarta skórka z 1 cytryny
*  1,5 szkl wody

Wsypać budyń i mąkę ziemniaczaną  do 1/2 szklanki zimnej wody i wymieszać.
Do garnka wlać resztę wody (1 szkl), sok i otartą skórkę z cytryny, cukier i zagotować.  Dodać rozrobiony budyń i mieszając doprowadzić do wrzenia.  Ostudzić.

masa śmietanowa:
*  1/2 l śmietany 30%
*  2 jajka + białko pozostałe z ciasta
*  2 łyżki cukru
*  skórka otarta z 1 cytryny (cytrynę zostawić do dekoracji)

Trzepaczką rozmieszać wszystkie składniki - nie ubijać!

dekoracja:
*  cytryna
*  1/2 szkl cukru
*  3 łyzki wody
Do płaskiego rondla wsypać cukier, wlać wodę, gotować na małym ogniu mieszając do całkowitego rozpuszczenia cukru.
Cytrynę (z której otarliśmy skórkę), pokroić na plasterki i włożyć do syropu i smażyć na małym ogniu do zeszklenia, obracając delikatnie plasterki. Wyjąć na talerz i ostudzić.

Piekarnik nagrzać do 200stC.
Formę na tartę wysmarować masłem.  Wyjąć ciasto z lodówki i rozwałkować, wylepić nim formę razem z bokami.  Wylać kisiel cytrynowy i rozprowadzić równo na cieście.  Na to wylać masę śmietanową.
Wstawić do piekarnika na 40 minut.  Wierzch musi się zrumienić a brzegi ciasta powinny być mocno wypieczone.  Lekko przestudzić po czym udekorować plasterkami cytryny.
Dobrze ochłodzić - będzie  się ładnie kroiła!
Smacznego!







5/17/12

Mini szarlotki z ciasta francuskiego





Odwiedzając bardzo ciekawy blog Za moimi drzwiami , mogę spodziewać się , że i poczytam, i pooglądam, i jeszcze dobrze zjem...a to wszystko w towarzystwie przeuroczych futrzaków:)
Kiedy zobaczyłam je u Ani , wiedziałam że niedługo sama upiekę:)  I upiekłam!  
Bardzo wszystkim posmakowały... one są po prostu pyszne!  Mowa o bardzo prostych, szybkich i oczywiście bardzo smacznych mini-szrlotkach z ciasta francuskiego.  Są świetnym rozwiązaniem na niespodziewanych gości lub po prostu , kiedy mamy ochotę na coś słodkiego, ale niekoniecznie mamy ochotę na długie pichcenie:)
Ania zastosowała przecier dyniowo-jabłkowy, ja nadziałam ciastka samymi jabłkami i suszoną żurawiną.  Jeśli lubicie szarlotki i wypieki z  ciasta francuskiego, to te pyszne koperty są dla Was:)  Bardzo dziękuję za inspirację, gorąco polecam!


MINI SZARLOTKI Z CIASTA FRANCUSKIEGO       
/na 6 ciastek/

*  arkusz ciasta francuskiego
*  słoik przecieru jabłkowego
*  2 łyżki suszonej żurawiny
*  cynamon mielony

*  białko do smarowania
*  cukier puder do posypania

Ciasto pokroić na 6 kwadratów.  Każdy naciąć po przekątnej.  Na środku każdego kwadratu położyć łyżkę przecieru jabłkowego, posypać cynamonem i żurawiną, zlepić kopertę zagarniając wszystkie rogi do góry.  W miejscu zlepienia przykleić różyczkę ulepione z resztek ciasta***  Ciastka posmarować roztrzepanym białkiem lub jajkiem.  Piec w nagrzanym piekarniku do 180stC przez 25-30 minut do zrumienienia.
Po przestudzeniu posypać cukrem pudrem.

 ***  Jak wygląda proces tworzenia, najlepiej widać to  u Ani, zajrzyjcie!





 Czas piwonii i maków:)

5/13/12

Bleki



 Czekoladowe ciasto z bitą śmietaną*

Dziś będzie niekulinarnie... jeśli macie dosyć kocich historii, to koniecznie dajcie znać.
Ale o TYM kocie muszę coś napisać...


Był sobie kot, a właściwie mały koteczek, który jakiś czas temu zawładnął naszymi sercami (moim i córki)...
Muszę przyznać że jestem bardziej psiarą niż kociarą, może dlatego że psy były w moim życiu od najwcześniejszego dzieciństwa, natomiast koty pojawiły się dopiero w dorosłym życiu:)
...i pojawił się  kociak, który nas tak zauroczył, jak żaden inny wcześniej ... bo on był wyjątkowy:)
Jego historia zaczęła się  w tym samym roku - tyle że jesienią-  kiedy pojawiło się w moim ogrodzie 7 kotów (o których pisałam TU) .
A było tak:
W  sąsiedztwie okociła się kotka - Mona (wspominałam o niej TU pisząc o  Kubie).  Na świat wydała trzy nieziemskiej urody kociaki (...a które kociaki nie maja nieziemskiej urody?).  Była późna jesień, maluchy miały kilka tygodni i spały z matką pod gołym niebem...  dwa z nich były chore.
Ludzie u których okociła się Mona, wcale nie spieszyli z pomocą zwierzakom, nie karmili ich, bo po co ... przyświecała im znana dewiza ludzi bez wyobraźni: jak koty głodne to myszy łowią, a jak są najedzone to leniwe!
Żal było patrzeć jak maluchy biegają po ruchliwym podjeździe, gdzie co chwilę wjeżdżały lub wyjeżdżały samochody... a one kryły się pod nimi uciekając przed psami... nie mogłam na to patrzeć.
Razem z koleżanką (100% kociarą!) postanowiłyśmy coś z tym zrobić... łatwo powiedzieć, ale jak połapać takie płochliwe dzikusy?
Najpierw zaczęłyśmy karmić towarzystwo, przyzwyczajać do nas, potem podawać leki ...  co nie było wcale łatwe.  Następnie wymogliśmy na sąsiadach, u których 'mieszkała' rodzinka kocia, żeby pozwolili nam sklecić jakieś tymczasowe lokum pod stojącą wiatą, choć pełną brudu to przynajmniej chroniącą przed deszczem.  Wymościłyśmy karton styropianem, ułożyliśmy na podwyższeniu i wyszło całkiem ciepłe legowisko.
Mona była prawie oswojona, (tak nam się przynajmniej wydawało)... radośnie miauczała na nasz widok, podchodziła kiedy przynosiłyśmy jedzenie, dawała się głaskać - miałyśmy nadzieję, że nie będzie problemu z jej złapaniem.  Jej dzieci natomiast na nasz widok uciekały w popłochu gdzie pieprz rośnie.
Zrobiło się bardzo zimno, zaczął padać śnieg.
Postanowiłyśmy czym prędzej przeprowadzić 'akcję' przenoszenia kociaków do suchego i w miarę ciepłego domu koleżanki (kilka ulic dalej), który nie był zamieszkały, bo czekał na remont.  Dla kociaków lokum będzie wystarczająco komfortowe:)
Wcześniej przygotowałyśmy jeden z pokoi - legowiska, miseczki, jedzenie, kuwety, zamki w drzwiach...
Koleżanka podjechała samochodem z transporterkiem i łapałyśmy po jednym kociaku, które kolejno zawoziłyśmy do przygotowanego domu. Maluchy dały się jakimś cudem złapać, chociaż trwało to kilka godzin... trudniej było zwabić Monę, która widząc co się święci, stała się nieufna i nie podchodziła do nas ...ale w  końcu i ją też udało się przewieźć.
Kiedy wpuściliśmy ją  do swoich dzieci, była tak przestraszona i spanikowana zamknięciem, że zaczęła biegać  po ścianach i suficie!!!  Czegoś podobnego nie widziałam jak żyję...a już sporo widziałam i trochę żyję na tym świecie:)
Kocie maluchy schowały się w najdalszy kąt pokoju... a matka - Mona nieustannie latała z prędkością światła:)
Na drugi dzień, zupełnie nie wiem jak... ale udało się jej wydostać z domu:(
To był ułamek sekundy.... wyskoczyła z pokoju przemykając pod nogami...zupełnie nie wiem kiedy... a potem przez uchylone drzwi wybiegła na zewnątrz jak strzała.  Nie doceniałyśmy jej desperacji...
Pozostały przestraszone, osamotnione i dzikie maluchy.
Mona tymczasem wróciła na swoje stare śmieci, czyli do moich sąsiadów. Wybrała wolność, która myślę była dla niej najważniejsza.
Oswajanie kocich dzieci trwało długo.
Najmniejszy - jak się później okazało kocurek- ze złamanym ogonkiem, przy pierwszym dotknięciu ręką od razu przylgnął do nas :)  Pogłaskany rozpłaszczał się jak naleśnik, z błogim wyrazem pyszczka.  Po kilku dniach był już nasz:)




Nazwaliśmy go Bleki.  Takiego kreatywnego, miłego i wesołego pieszczoszka wcześniej nie spotkałam.  Był rozbrajający! 
Dwa pozostałe maluchy (Fela i Paulo) wciąż były zdystansowane i nie dawały się nawet dotknąć.


Paulo

Sporo czasu trzeba było im poświęcić....

Fela

Córka stwierdziła , że Blekiego weźmiemy do domu:)
Któregoś dnia, dzwoni do mnie koleżanka (100% kociara)  i zadowolona oznajmia:  
-Znalazłam dom dla jednego z kociaków!
-Cudownie, a którego? - pytam
-Wybrali  Blekiego...
-Dlaczego jego? przecież on jest taki mały! ... i ma złamany ogon!...my chcieliśmy go wziąć!
-Ojej... nie wiedziałam :(
Nie będę opisywała co przeżyłyśmy...i jaka rozpacz była w domu...




... Wspominam  go często, a myśląc o nim robi mi się zawsze ciepło... i smutno, że go jednak u nas nie ma. 
Pozostało tylko kilka zdjęć.

Podobno  w nowym domu - na drugi dzień - zrzucił ze stołu laptopa - ale  niestety zostało mu to wybaczone...   już miałam nadzieję że go oddadzą :))

Teraz mieszka w domu z ogrodem i jest podobno wciąż tak samo CUDOWNY!
Wierzę, inny być nie mógł:)

* Ciasto jest mega -czekoladowe i pyszne...a upiekła je moja zdolna córka:))


5/9/12

Mam słabość do maja:)




Kiedy jak zwykle rano (...a raczej bladym świtem:)) biegnę na spacer ze zwierzyną...
...choć powieki  dopiero uchylone do połowy, nogi leniwie ale posłusznie idą za smyczą , stąpam jak lunatyk coby nie wywinąć orła za sprawą małego kamyczka co to akurat na mojej drodze stanął, nie całkiem jeszcze świadoma,  trochę na jawie a trochę nie....


... wtedy zaczynają docierać do mnie radosne zawodzenia i świergoty ptaków, które w przeciwieństwie do mnie są już całkiem przytomne... nos miło wypełnia czarowny zapach bzu i konwalii, słońce oświetla a raczej wyziera zza drzew i świeci nisko jak reflektor,  ciekawie zagląda w oczy i powoli odsłania piękny świat , jeszcze puste o tej porze ulice robią wrażenie wymarłych (kto by pomyślał że tu zawsze są korki:))....wszystko tak jak lubię:))




I choćbym wstała lewą nogą a dzień nie zapowiadał wygranej w lotto... to uroda majowego poranka rekompensuje wszystkie niedogodności życia i maluje uśmiech na mojej twarzy 'pomimo wszystko':)  Tak intensywnych, równoczesnych doznań wzrokowych, dźwiękowych i zapachowych nie ma...ani wcześniej, ani później :)
I jak tu nie kochać maja?



Po powrocie do domu filiżanka kawy... jeszcze za wcześniej na śniadanie... a do kawy kawałek dobrego ciasta, na które nigdy nie jest za wcześnie...:)



Podpatrzone u Agnieszki ciasto, które pozwala zagospodarować marmolady czekające cierpliwie w piwnicy na swój dzień:)  Bardzo polecam!

Przepis cytuję za autorką:

PLACEK KRUCHO-UCIERANY Z DŻEMEM

prostokątna blaszka o wymiarach 22 x 35 cm

Ciasto kruche:
300 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/8 łyżeczki soli
125 g cukru
150 g zimnego masła, pokrojonego w kostkę
1 jajko

Ciasto ucierane:
100 g mąki
100 g mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
skórka starta z 1/2 cytryny
200 g masła
125 g cukru
1 op. cukru waniliowego
3 jajka
100 g gęstej kwaśnej śmietany
Nadzienie:
500 g gęstych powideł śliwkowych***
2 łyżki śliwowicy
1 łyżka soku z cytryny
cukier puder do posypania ciasta


Ciasto kruche:
Mąkę mieszamy trzepaczką do piany z solą, cukrem i proszkiem. Zagniatamy z masłem pokrojonym w kostkę i jajkiem. Gdyby się nie sklejało dodajemy odrobinę zimnej wody. Rozpłaszczamy na placek, zawijamy w folię przezroczystą i wkładamy na 30 min do lodówki. Nagrzewamy piekarnik do 180ºC. Blaszkę smarujemy masłem i wysypujemy bułką tartą. Rozwałkowujemy ciasto i wylepiamy nim blaszkę.

Ciasto ucierane:
Mieszamy w misce trzepaczką do piany mąkę, mąkę ziemniaczaną, proszek do pieczenia i skórkę z cytryny. Masło ubijamy z cukrem i cukrem waniliowym. Ciągle miksując dodajemy śmietanę i jajka na zmianę z mieszanką mąk.

Nadzienie:
Mieszamy powidła  z alkoholem i sokiem. Gdyby nie były zupełnie gładkie można je odrobinę zmiksować w malakserze lub przetrzeć przez sito przez wymieszaniem ze śliwowicą i sokiem.
Na kruchym cieście rozsmarowujemy nadzienie, a następnie wykładamy ciasto ucierane. Pieczemy przez ok. 30 min, aż wierzch się ładnie zrumieni. Wyjmujemy z piekarnika i gdy zupełnie wystygnie posypujemy cukrem pudrem.

***Użyłam dżemu z czarnej porzeczki, a że nie ma on konsystencji powideł - wymieszałam z 2 łyżeczkami mąki ziemniaczanej.

Smacznego!



5/5/12

A na niedzielę będzie ciasto z jabłkami, pianką i kruszonką





Przypomniałam sobie niedawno o przepisie na jabłecznik z bezą i kruszonką.  Jest sporo wersji tego ciasta, różnią się proporcjami , nieznacznie składnikami, ale zasada jest zawsze ta sama:
Kruche ciasto, jabłka, beza i kruszonka. 
Piekłam podobne ciasta wiele razy,  i muszę przyznać, że bardzo je lubię.  Zresztą nie tylko ja:)
Ten przepis znalazłam już dosyć dawno, na jakimś blogu (...niestety nie zapisałam i nie wiem na którym), a ponieważ rekomendowano jako najlepszy jabłecznik jaki blogerka jadła...
... to upiekłam!
Bardzo smaczny, delikatny, nie za słodki,po prostu rozpływający się w ustach... starczy pochwał?
Przepis w oryginale jest na większą blaszkę (25x38), ja upiekłam z połowy porcji w tortownicy o średnicy 22cm.  Moja ingerencja dotyczyła poza tym ilości spulchniacza.  Nie jestem fanką  dodawania zbyt dużych ilości proszku do pieczenia  lub drożdży.  Pomimo ograniczenia tych środków, ciasta rosną i pieką się całkiem dobrze.  
Podaję przepis za autorką na większą  blaszkę:

 JABŁECZNIK Z PIANKĄ I KRUSZONKĄ

ciasto:
*  3 szkl mąki  
*  200g masła 
*  5 żółtek
*  4 płaskie łyżki cukru
*  cukier waniliowy
*  2 łyżeczki proszku do pieczenia

*  1 kg jabłek - 6 średnich

pianka:
*  5 białek
*  3/4 szkl cukru
*  kisiel jasny (proszek) - cytrynowy, morelowy, ananasowy...

Zagnieść kruche ciasto, 1/3 zawinąć w folię i schować do zamrażalnika.
Jabłka obrać i pokroić w 8-ki.
Ubić pianę, na końcu wsypać cukier i suchy kisiel.

Blaszkę wysmarować masłem, wyłożyć ciastem (2/3), posypać bułką tartą i ułożyć na wierzchu jabłka.
Całość pokryć pianą a na to zetrzeć na tarce lub pokruszyć palcami schłodzoną resztę ciasta (1/3) .
Wstawić do nagrzanego do 190stC piekarnika na 45 minut - jeśli pieczemy w tortownicy z połowy porcji czas pieczenia skracamy o 10-15 minut.
Smacznego!




*







  

Miłego dnia:)




Printfriendly

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...