11/30/09
Dżem z pomarańczy i kiwi.
Wszystkie weekendowe zabawy u mnie są poweekendowe...
Ten cytrusowy dżem zrobiłam z dwóch powodów, po pierwsze miałam w domu kwaskowate pomarańcze, które nie cieszyły się powodzeniem, a po drugie właśnie minął 'Cytrusowy weekend', organizowany przez Tatter na blogu Palce lizać. Bardzo lubię eksperymentować przygotowując dżemy, konfitury czy marmolady. Ten który zrobiłam powstał, jak wcześniej pisałam bardziej z przypadku... Ale myślę, że kwaśne pomarańcze są odpowiedniejsze w tym dżemie niż słodkie. Dodatek kiwi też wprowadza lekkie 'zamieszanie' smakowe, a skórka z pomarańczy dodatkowo nadaje posmak goryczki (który bardzo lubię!). Dżem zrobiłam z myślą o zastosowaniu w ciastach. Mam kilka przepisów, w których znajdzie swoje miejsce. Cytrusowe marmolady i dżemy sa wspaniałe w ciastach, mają 'charakter' i dodają wypiekowi egzotyki...
DŻEM Z POMARAŃCZY I KIWI
na 4 słoiczki dżemowe:
1 kg pomarańczy
6 owoców kiwi
0,7 kg cukru
1/2 szkl wody
szczypta mielonej kolendry
szczypta mielonego kardamonu
szczypta mielonego imbiru
szczypta mielonego cynamonu
wykonanie;
Wyszorować pomarańcze, z trzech zetrzeć skórkę w cienkie wiórki (bez białego miąższu - czyli albedo!). Odkroić nożem skórki ze wszystkich pomarańczy, tak aby nie pozostawić białej części. Najlepiej odciąć plasterki od góry i z dołu, potem okrawać nożem z góry na dół paski skórki dookoła owocu. Tak przygotowane pomarańcze można pokroić w plastry lub wykrawać miąższ z każdej cząstki bez błony. Kiwi obrać ze skórki i pokroić najpierw na plastry, potem każdy podzielić na ćwiartki.
Z cukru i wody (można użyć soku pomarańczowego - tak ja zrobiłam) ugotować syrop, do którego wrzucić cząstki pomarańczy, paseczki skórki pomarańczowej i pokrojone w kawałki 3 kiwi. Na małym ogniu gotować ok. 1/2 godziny. Zdjąć z ognia i ostudzić bez przykrycia, mieszając od czasu do czasu. Dodać resztę cząstek kiwi i przykryć, odstawić do następnego dnia.
Ponownie doprowadzić do wrzenia, wsypać przyprawy i gotować do zgęstnienia (w zależności od upodobań). Gorące przekładać do wyparzonych słoiczków, zakręcić i odwrócić do góry dnem na 30 minut. Polecam!
Labels:
przetwory,
wyróżnienia i zabawy
11/29/09
Tort orzechowo-czekoladowy.
Tort który upiekłam tym razem, nie należy do 'zwiewnych', nie jest też szybki w wykonaniu, nie należy również do lekkostrawnych...ALE JEST PYSZNY!
Ciasto orzechowe bez grama mąki i krem czekoladowy (nie kakaowy!) na bazie jajek i masła. Ciasto nie powinno być wysokie, warstwy kremu natomiast 'słuszne', na grubość blatów.
Jeżeli lubicie mocno czekoladowe i niezbyt lekkie wypieki typu brownie, to zapewne ten tort jest właśnie dla Was. Ponieważ mam w domu zdeklarowanych czekaladoholików, postanowiłam go upiec. Polecam na poprawę jesiennego samopoczucia! Doskonały z małą czarną!
Jest to kompilacją kilku przepisów, zatem źródła nie podaję...
TORT ORZECHOWO-CZEKOLADOWY
ciasto:
* 200g zmielonych na grubość kaszki orzechów włoskich
* 3/4 szkl. cukru pudru
* 6 jajek
* 3 łyżki bułki tartej
* 1 kieliszek (50ml) rumu, cherry lub spirytusu
* 1/2 łyżki soku z cytryny
Utrzeć jajka z cukrem (robię to mikserem) do białości, dodawać porcjami zmielone orzechy i bułkę i wymieszać (nie miksować!) aż będzie dokładnie połączone.
Tortownicę wysmarować masłem i wysypać bułką tartą. Przelać ciasto i wstawić do nagrzanego do 180stC piekarnika na 1 godz. Sprawdzić patyczkiem czy upieczone, wyjąć na kratkę i ostudzić. Przekroić w poprzek na pół.
krem:
* 4 jajka
* 1 szkl. cukru pudru
* 140g gorzkiej czekolady
* 200g masła
* 2 łyżki alkoholu j.w.
* 3 łyżki słodkiej śmietanki
* kilka kropli esencji waniliowej lub migdałowej
Rozpuścić czekoladę w kąpieli wodnej lub mikrofalówce (uważać aby nie spiec!).
Ubić jajka na parze z cukrem na kogel mogel. Jeśli zgęstnieje, dodawać po łyżce czekoladę i śmietankę. Mikserem ucierać masło, dodawać masę czekoladową i utrzeć na gładką masę. Na koniec wymieszać z alkoholem. Masa powinna być dosyć gęsta, ale dobrze się rozsmarowywać na cieście.
poncz:
* 1/4 szkl. wody
* kilka łyżek alkoholu j.w.
Blaty ciasta skropić ponczem, można spodni placek posmarować dla kontrastu kwaśniejszym dżemem (ja użyłam z czerwonych borówek) i posmarować połową kremu. Przykryć drugim plackiem, nasączyć ponczem. Pozostałym kremem posmarować boki i wierzch tortu.
do dekoracji:
* 40g czekolady
* 2 łyżki śmietanki
* kilkanaście połówek orzechów
Czekoladę rozpuścić ze śmietanką i udekorować dowolnie górę tortu. Ułożyć na końcu połówki orzechów. Tort włożyć do lodówki na ok 4 godz, aby się 'przegryzły' smaki. Gotowe!
Jeszcze listopadowo...
11/27/09
Tort makowy z kremem z białej czekolady
Miało być inne ciasto, a ściślej tort czekoladowy...a jest tort makowy.
Ciasto wypatrzone na blogu nieocenionej Dorotki, skarbnicy wspaniałych przepisów na wszelakie słodkości! Dawno go już chciałam upiec, a zrobiłam dopiero teraz. Okazja urodzinowo-imieninowa była w sam raz na tak pyszne ciasto. Tort jest bardzo smaczny, lekkie ciasto przełożone pysznym kremem rozpływającym się w ustach. Przeczuwając że jest bardzo słodki (z racji białej czekolady), najpierw placki posmarowałam dżemem z czarnej porzeczki, a dopiero na to położyłam krem. Zastanawiałam się jaki dżem najlepiej użyć, może z charakterem - pigwowy, a może lepiej łagodny - morelowy? Użyłam w końcu porzeczkowego...połączenie okazało się trafione. Wierzch posypałam wiórkami kokosowymi. Polecam wszystkim, lubiącym makowe wypieki i białą czekoladę.
TORT MAKOWY Z KREMEM Z BIAŁEJ CZEKOLADY
Składniki na blaty:
* 5 jajek
* 15 dag cukru pudru
* 2 łyżki mielonych migdałów
* 12 dag mąki pszennej
* 2 łyżki mąki ziemniaczanej
* 1 płaska łyżka proszku do pieczenia
* 20 dag maku (suchego, nie trzeba mielić)
Białka oddzielić od żółtek. Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając stopniowo cukier puder, następnie żółtka. Migdały wymieszać z mąkami, proszkiem do pieczenia i makiem. Powoli połączyć z masą jajeczną, wymieszać delikatnie.
Tortownicę o średnicy 23 cm wysmarować masłem, wysypać bułką tartą, wlać do niej ciasto. Piec w temperaturze 180ºC przez około 45 minut, do tzw. suchego patyczka. Wystudzić, przekroić wzdłuż dwa razy.
Składniki na poncz:
* pół szklanki wody
* 3 łyżki rumu
Składniki na masę z białej czekolady:
* 30 dag białej czekolady
* 400 ml śmietany kremówki
Zrobić poncz: zimną, przegotowaną wodę wymieszać z rumem, odstawić.
Czekoladę przeznaczoną na krem rozpuścić w kąpieli wodnej, wystudzić. Śmietanę kremówkę ubić na sztywno. Powoli wlewać ochłodzoną białą czekoladę, dalej ubijać.
Na tortownicy ułożyć pierwszy blat, nasączyć ponczem. Na blacie rozsmarować 1/3 kremu. Przykryć drugim blatem, nasączyć ponczem, posmarować kolejną 1/3 kremu. Przykryć ostatnim blatem, nasączyć ponczem, udekorować kremem boki i wierzch tortu. Schłodzić. Dowolnie udekorować. Tort można przygotować dzień wcześniej.
Smacznego :)
* tort mozna również posmarować warstwą dżemu (pod kremem)
Listopadowy zachód słońca w mieście...
Labels:
ciasta,
ciasta biszkoptowe,
torty
11/25/09
Francuski chleb wiejski.
Będzie zwięźle i rzeczowo.
Upiekłam zaproponowany przez Ptasię chleb, bardzo smaczny chleb, chyba więcej niż smaczny...tak, pyszny chleb!
Pieczenie u mnie z weekendu przesunęło się na wtorek, ale może margot vel Alicja uzna (tak po znajomości :)) że to była Weekendowa piekarnia #52 ...
Kolejny raz przekonałam się że warto uczestniczyć (mimo braku czasu!) w tym zbiorowym pieczeniu, i warto wypróbowywać nowe przepisy. Kolejny raz też przekonuję się że pieczenie chleba jest fantastyczną zabawą i nauką pieczenia, wszak całe życie człowiek się uczy, a nauki nigdy za wiele :)
Dziękuję Ptasi i Alicji za tę edycję i już myślę o weekendzie który przede mną...niestety znowu będę spóźniona...
Przepis cytuję w oryginale, ja zamieniłam mąkę razową pszenną na razową orkiszową.
FRANCUSKI CHLEB WIEJSKI NA ZAKWASIE
Zaczyn (200g): 40g aktywnego płynnego zakwasu żytniego, 80g wody, 80g mąki pszennej chlebowej
Wszystkie składniki wymieszać wieczorem dnia poprzedzającego pieczenie, odstawić w temp. pokojowej na ok. 12 h.
Dnia następnego potrzebujemy, poza zaczynem 200g: 300g letniej wody, 312g (2 szklanki) mąki pszennej chlebowej, 80g mąki żytniej chlebowej, 58g (6 łyżek) mąki pszennej razowej, 1/4-1/8 łyżeczki drożdży instant (lub 1-2 kuleczki wielkości ziarna groszku świeżych)*, 1,5 łyżeczki soli (w oryginale ciut więcej - można dać czubate 1,5 łyżeczki)
* Rose proponuje większą ilość drożdży instant, ja dodałam "1 groszek" świeżych i byłam zadowolona z efektów; decyzja należy do Was
Zmieszać cały zaczyn z dnia poprzedniego z 300g letniej wody. W osobnej misce zmieszać mąkę pszenną chlebową, mąkę żytnią chlebową oraz pszenną razową i drożdże. Oprószyć mokre składniki (zaczyn i wodę) suchymi. Wymieszać tak, aby cała mąka była zwilżona. Przykryć i odstawić na 20 minut. Po tym czasie dodać sól i wyrabiać ręcznie lub miskerem ok. 10 minut (osobiście sądzę, że mikserem można nieco krócej). Ciasto będzie bardzo lepkie i elastyczne. Jeśli nie będzie lepkie, należy delikatnie dodać trochę wody.
Zeskrobać ciasto do natłuszczonej miski, przykryć folią i odstawić do podwojenia objętości ok. 1,5-2 h (uwaga: przy redukcji drożdży może potrwać to dłużej - bliżej 2,5-3h, i warto w tym czasie 1-2 razy złożyć chleb). Gdy chleb podwoi objętość, należy go przełożyć na omączony blat i odgazować, złożyć, przełożyć z powrotem do miski. Odstawić do ponownego napuszenia (podwojenia objętości) ok. 1h. Po tym czasie przekładamy chleb ponownie na blat, znów ogazować, podzielić na 2 części i uformować 2 okrągłe (stąd boule) lub owalne bochenki. Ciasto będzie wciąż dość lepkie, choć dające się formować. Należy starać się jak najmniej podsypywać mąką. Chlebki umieścić w koszykach/durszlakach do wyrastania, przykryć folią i odstawić do napuszenia na 1h.
Jeśli mamy kamień - od razu po uformowaniu bochenków nagrzewamy go w piekarniku nastawionym na 245 st. C. Jeśli nie - można nagrzać blachę. Napuszony chleb nacinamy, przekładamy na nagrzaną blachę lub kamień i pieczemy z parą 5 min w 245 st. Skręcamy temperaturę do 230 st. i pieczemy 20-25 minut, aż chleb będzie mocno zrumieniony, głuchy od spodu a temperatura wewnątrz bochenka będzie wynosić ok. 100 st. C. Studzimy na kratce.
Chleb wychodzi mocno dziurzasty, smaczny, ze skórką idealną do żucia, a jak wygląda, widać u góry.
...i na dole.
A chryzantemy jeszcze kwitną...
11/17/09
'Gordonki'
Donoszę że upiekłam bułeczki zwane Gordonki, a oficjalnie "Bułki z ziarnami na miodzie". Powiem więcej, upiekłam w przepisowym czasie czyli w weekend...tylko wpis robie z poślizgiem :), a wszystko przez pewne niespodziewane prace dla domu :), innymi słowy dzień dzisiejszy był, a jakby go w ogóle nie było :))) I co gorsze, jutro prac ciąg dalszy :(
A wracając do piekarniczej działalności, to powiem tylko że bułeczki są baaardzo dobre i z pewnością jeszcze nie raz skorzystam z przepisu.
Mąkę razową pszenną zastąpiłam orkiszową. Polecam!
Cytuję gospodynię piekarni:
BUŁKI Z ZIARNAMI NA MIODZIE
inspirowane przepisem Gordona Ramsay'a
7g (1 op.) drożdży instant (lub 15g świeżych)
275 ml letniej wody
225g mąki pszennej razowej
225g mąki pszennej (białej)
1 ½ łyżeczki soli morskiej
50g dowolnej mieszanki ziaren (np. sezamu, dyni, słonecznika, siemienia, maku)
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki płynnego miodu
2 łyżki mleka do posmarowania
Jeśli używasz drożdży świeżych: do 4 łyżek letniej wody wkruszyć drożdże, zamieszać i odstawić na kilka minut.
Mąkę przesiać do dużej miski. Wsypać suszone drożdże (lub wlać przygotowany rozczyn). Wlać oliwę, miód i wodę. Zamieszać drewnianą łyżką, a następnie wyrabiać, dodając mąki, gdyby ciasto było zbyt wilgotne. Wsypać mieszankę ziaren i dalej wyrabiać. Ciasto powinno być miękkie, ale nie klejące.
Wyjąć ciasto na posypany mąką blat, uformować kulę i ugniatać przez 5-10 min., aż ciasto będzie gładkie.
Włożyć do nasmarowanej oliwą miski, przykryć folią spożywczą i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 1 godzinę by podwoiło objętość.
Wyrośnięte ciasto znów wyjąć na blat, odgazować. Podzielić na 9 równych części i z każdej uformować kulkę. Ułożyć je na wyłożonej pergaminem blasze. Przykryć czystą ściereczką i odstawić na ponowne zwiększenie objętości. Posmarować z wierzchu mlekiem.
Piec w piekarniku rozgrzanym do 200 st.C. ok. 20min. Wystudzić na kratce.
Jeszcze trochę listopada w parku i ogrodzie...
11/16/09
Mrówkowiec.
Ostatnie słoneczne i pogodne dni (zupełnie nietypowe w listopadzie) mają wyjątkowo piękny początek.
Mgły unoszą się znad ziemi, a wschodzące słońce cudownie podświetla krajobraz, tworząc malarskie kompozycje.
Podziwiając te barwne pejzaże o wschodzie, przywołuję w pamięci obrazy Williama Turner'a, (którymi od zawsze zachwycałam się) uważanego za prekursora 'Impresjonizmu'.
Niesamowite!
Patrząc na te zmieniające się co chwilę kompozycje kolorystyczne, wiem co 'napędzało' impresjonistów. Przypuszczam, że każdego poruszy takie piękno! A my patrząc na te 'cuda', jesteśmy tacy mali ze swoimi problemami...
No dobrze, koniec zachwytów...wróćmy na ziemię, będzie o Mrówkowcu...
Postanowiłam upiec coś łatwego i nie wymagającego myślenia:)...w końcu niedziela, dzień odpoczynku i luzu...i upiekłam ciasto, które jest w pewnym sensie 'awaryjnym', w każdym razie piekę je wówczas, gdy ogarnia mnie 'niemoc kulinarna'. Przepis bardzo stary, przed laty zaczerpnięty z 'Poradnika Domowego'. Ponieważ ciasto zawsze wychodzi (pewno wiele osób je doskonale zna), a nie wymaga specjalnych umiejętności kulinarnych (jedynie trochę siły w rękach lub sprawnego miksera) postanowiłam przypomnieć przepis na nie. Na jesień 'Mrówkowiec' i 'Zebra' (a ja tak kocham zwierzaki :)) to ciasta , które piekę w sytuacjach awaryjnych i wspomnianej powyżej 'niechcicy'(nawiasem mówiąc chyba nie przypadkowo dopadająca mnie jesienią i w niedzielę). Piekłam Mrówkowiec już niezliczoną ilość razy, czasem dodaję do niego orzechy, innym razem żurawinę lub rodzynki, bardzo dobrze smakuje także z pokrojonym w kostkę ananasem
Tym razem dodałam rodzynki. Przepis podaję w oryginalnym brzmieniu:
MRÓWKOWIEC
składniki na większą keksówkę:
6 jajek
2 szkl mąki pszennej
3/4 szkl suchego maku
1 i 1/2 szkl cukru drobnego lub pudru*
250g masła lub margaryny**
kilka kropli aromatu migdałowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Do miski włożyć margarynę i cukier, utrzeć. Dodawać po jednym jajku i po trochę mąkę, wciąż ucierając. Na koniec wsypać mak i aromat, dokładnie wymieszać i przełożyć ciasto do wysmarowanej i wysypanej bułką foremki. W łożyć do nagrzanego piekarnika do 180stC na ok. 60 minut. Wyjąć na kratkę i ostudzić. Można posypać cukrem pudrem (ja tego nie robię bo ciasto jest bardzo słodkie).
*Można zmniejszyć ilość cukru, ja daję 1 i 1/4 szklanki.
**Ponieważ o tej porze roku masło bywa twarde i trudne do utarcia, piekę często z 'Kasią'.
Labels:
ciasta,
ciasta ucierane,
ciasta z makiem
11/14/09
Chleb z orzechami czyli Weekendowa piekarnia#51 i Orzechowy tydzień w jednym..
Chleb który upiekłam, to propozycja zapracowanej Małgosi. Ale jeszcze przed pójsciem do pracy zdążyła zarządzić Weekendową piekarnią w tym tygodniu! Upiekłam chleb, bardzo smaczny, pachnący, o lekko wilgotnym wnętrzu i skórce wartej grzechu! Nie zdążyłam się przekonać czy dłużej utrzymuje świeżość, po prostu zniknął tak szybko jak powstał:) Zachęcam do upieczenia, chlebek jest fantastycznie dobry!
Przepis w całości skopiowany od gospodyni:
CHLEB NA ZAKWASIE Z ZIEMNIAKAMI I ORZECHAMI
wg przepisu Zorry
proporcje na 1 spory bochenek
270g aktywnego zakwasu (używałam pszennego)
7g świeżych drożdży (dawałam 1 łyżeczkę instant)
1 ugotowany ziemniak (+/- 200g) – dobrze rozgnieciony
450g białej mąki pszennej
150g mąki pszennej razowej
ok. 330g wody
14g soli
75g orzechów włoskich, grubo pokrojonych
75g orzechów laskowych, grubo pokrojonych
Rozpuścić drożdże w 50g wody. Rozrobić zakwas w pozostałej wodzie (280g). Wszystkie składniki, oprócz soli, włożyć do misy miksera. Wyrabiać ciasto ok. 4 min. na niskich obrotach. Dodać sól i wyrabiać kolejne 4 min.
Przykryć misę folią spożywczą i zostawić do wyrośnięta na 60-75 min. Co 30 min. odgazowywać i składać ciasto.
Uformować ciasto w podłużny bochenek, włożyć do koszyczka, przykryć i pozostawić do ponownego rośnięcia na 60min.
Rozgrzać piekarnik do 240 st.C. Bezpośrednio przed wyłożeniem bochenka do piekarnika – zrobić kilka nacięć.
Piec przez 10 min. w temp. 240st.C. Następnie otworzyć na krótką chwilę drzwiczki piekarnika by wypuścić parę. Obniżyć temperaturę do 220 st.C. i piec kolejne 10 min. Znów na moment otworzyć drzwiczki i zredukować temperaturę do 200 st.C. i w niej piec kolejych 20 min.
Studzić chleb na kratce.
11/12/09
Czy listopad da się lubić? Rogaliki orzechowe.
No właśnie...czy można lubić tą szaro-burą, deszczową i mglistą, listopadową aurę?...otóż MOŻNA! Chyba narażę się wielu z Was, przyznając się do tego że lubię listopad,i lubię szaro-burą pogodę, i mgliste poranki...
Jest w tym tajemniczym listopadowym krajobrazie coś z Hitchcock'a (którego uwielbiam!) lub starych, angielskich kryminałów... Rano podczas spaceru, z nadodrzańskich oparów wyłania się raz po raz pies, prawie jak Baskerville'ów...ale nie, to tylko mój pies:)..lubię te klimaty i już!
Chociaż listopad zaczyna się Świętem Zmarłych, potem Zaduszki, i zaraz 11-listopadowe święto, to potem jest już coraz weselej...moje urodziny, potem imieniny, potem jeszcze czyjeś...no i już zaczyna się grudzień...czyli ciąg wspaniałych świąt!
Wczoraj nie upiekłam rogali Marcińskich, którymi delektowaliśmy się w zeszłym roku. Upiekłam rogaliki krucho-drożdżowe z nadzieniem orzechowym. Kruche, delikatne, mocno orzechowe, małe ciasteczka do kawy lub herbaty. Polecam!
ROGALIKI Z ORZECHOWYM NADZIENIEM
ciasto:
500g mąki pszennej (pół na pół tortowej i krupczatki)
200g masła
50g świeżych drożdży (dałam 30g)
1/3 szklanki śmietany 18%
1 jajko
cukier waniliowy
1/4 szklanki drobnego cukru
Drożdże zasypać łyżką cukru i łyżką mąki i odstawić na 15 minut żeby ruszyły.
Mąkę przesiać, posiekać z masłem, dodać drożdże, śmietanę cukier i cukier waniliowy oraz jajko. Zagnieść szybko ciasto, włożyć do miski i umieścić w lodówce na 4 godziny.
W tym czasie przygotować nadzienie.
orzechowy farsz:
1 szklanka zmielonych orzechów włoskich
1/2 szklanki zmielonych migdałów bez skórek
2 łyżki słodkiej śmietanki 30%
1 jajko
1/3 szklanki cukru pudru
kilka kropli zapachu migdałowego
na wierzch:
1 jajko rozkłócone
płatki migdałowe lub posiekane orzechy
Mielone orzechy i migdały utrzeć w misce z żółtkiem i śmietanką, dodając połowę cukru. Białko ubić w osobnej misce na sztywno, na końcu dodać resztę cukru.
Do masy orzechowej dodać białko i delikatnie połączyć.
Wyjąć ciasto z lodówki, odkroić 1/3 i rozwałkować placek w kształcie koła, na grubość 3-5mm, podzielić na 8 części (przecinając przez środek). Każdy trójkąt posmarować nadzieniem i zwijać rożki. Tak samo postąpić z pozostałym ciastem. Wierzch posmarować rozkłóconym jajkiem i posypać płatkami migdałowymi.
Piec w 180stC przez 10-20 minut, w zależności od wielkości rogalików. Można posypać po upieczeniu cukrem pudrem. Smacznego!
Labels:
ciastka,
Smaki jesieni,
wypieki drożdżowe
11/8/09
Chleb żytni z rodzynkami - Weekendowa piekarnia#50
Wczoraj, trochę mimochodem, trochę od niechcenia, (miałam kuchenną niechcicę) zabrałam się za pieczenie Chleba żytniego z rodzynkami, który zaproponowała Paulina, będąca gospodynią Weekendowej piekarni#50...już 50-ej edycji!
Pomimo braku twórczej weny, chleb wyszedł nadwyraz dobry!
Upiekłam w dużej keksówce, z potrojonej iloci składników (po przeczytaniu uwag szybszych piekarek). Nie wiem czy nie za dużo rodzynek w chlebie, bo dzięki nim jest słodki, trochę przypominający 'chlebek turecki'. To nie jest absolutnie wada, chleb jest pyszny. Żytniosc jest w tym chlebie jakby zlagodzona przez ten dodatek.
Na sniadanie zjadłam sam chleb z masłem...jakos szkoda było mi psuc dodatkami jego smak...:)
Przepis podaję za Pauliną:
CHLEB ŻYTNI Z RODZYNKAMI
zaczyn:
■50 g zakwasu żytniego
■60 g mąki żytniej (typ 2000)
■120 g wody
ciasto właściwe:
■zaczyn jw
■190 g mąki żytniej chlebowej
■80 g wody
■15 g melasy
■1 łyżka cukru muscavado
■1 łyżeczka soli
■1/2 szklanka rodzynek
Są to proporcje na niewielką keksówkę ok 20 x 10, na keksówke dużą wszystkie składniki należy przemnożyć przez dwa ;)
Zaczyn odstawić pod przykryciem na 12 godzin. Rodzynki zalać ciepłą wodą i zostawić do napęcznienia.
Rodzynki wysuszyć na ściereczce by nie miały za dużo wody wokół siebie. Wszystkie składniki ciasta wymieszać w misce dokładnie (również odsączone rodzynki). Ciasto będzie dosyć gęste, ale można je bez problemu mieszać łyżką (łatwo robi się to zewnętrzną stroną łyżki).
Przełożyć do keksówki i przykryć folią i/lub ściereczką a następnie odstawić na 2-5 h aby wyrosło. Ciasto powinno wyrosnąć do brzegów keksówki, przynajmniej 3/4 wysokości (po wypełnieniu będzie sięgać niewiele ponad połowę).
(PS: dla zaganianych druga metoda to wstawić na ok 18 h do lodówki i po wyjęciu trzymać w temp. pokojowej 1 h. Efekt bardzo podobny)
Po tym czasie wstawić keksówke do nagrzanego piekarnika do 230 C na 10 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 200 i piec jeszcze 50 minut. Jeśli wierzch rumieni się zbyt mocno to przykrywam folia aluminiową.
Kroić po ok 20 h.
11/7/09
Kruche ciasteczka
Nie mogłam czekac do swiąt z upieczeniem tych ciasteczek...to znaczy z upieczeniem ciasteczek swiątecznych to nawet muszę poczekac, ale z upieczeniem ciasteczek z foremek swiątecznych to czekac nie mogłam :)...brzmi to zawile, ale myslę że też tak czasem macie...kupicie jakąs foremkę lub innego 'przydasia' i zaraz macie ochotę go wypróbowac...ja jestem niecierpliwa i muszę jak najszybciej użyc to co kupię:). Tak też było po otrzymaniu od córki foremek-zwierzaków z Ikea. I tak wczoraj upiekłysmy (z córką własnie) ciasteczka z kilograma mąki...pyszne, kruche ciasteczka, których dawno u nas nie było...dzieci już z nich wyrosły:)
Kiedy moje dzieci były małe (a czasy były odległe i ciężkie:)) poswięcałam jeden dzień, raz na 2-3 tygodnie, na pieczenie drobnych, kruchych ciastek. Robiłam ich tyle by starczyło na dłużej, zawsze były pod ręką, kiedy zachciało się dzieciakom czegos słodkiego, poza tym wiedziałam co jedzą moje dzieci. Piekłam je także przed wyjazdem na wakacje, pakowałam do papierowej torby lub pudełka i zabierałam ze sobą. W domu przechowuję je w kamionkowym garnku lub blaszanym pudełku, ale można też w tekturowym wyłożonym papierem sniadaniowym. Dobrze przechowane, długo zachowują kruchosc...polecam!
Przepis dostałam od przyjaciółki mojej mamy, Pani Reni. Ciasteczka nie są zbyt słodkie, pyszne do kawy lub jako przegryzka w podróży.
Podaję przepis oryginalny, nie zmieniając ilosci,ale można oczywiscie upiec z połowy lub z 1/4 porcji, jesli pieczemy na bieżące potrzeby.
KRUCHE CIASTKA PANI RENI
1 kg mąki krupczatki
1 kg mąki poznańskiej, wrocławskiej
1 kostka masła (250g)
1 kostka margaryny (250g)
1 kostka smalcu (250g)
2 budynie waniliowe lub 3 łyżki mąki ziemniaczanej
1 proszek do pieczenia (na 1 kg mąki)
2 cukry waniliowe
sok z 1 cytryny i skórka otarta z niej
1/2 kg cukru
1 szkl. gęstej smietany 18%
2 jajka
8 żółtek
do smarowania:
1 jajko
do posypania:
cukier
orzechy posiekane
mak
sezam
Mąkę przesiac, posiekac z tłuszczem (masłem, margaryną, smalcem), dodac resztę składników i zagniesc ciasto. Zlepic w kulę i owinąc folią spożywczą, po czym włożyc do lodówki na 1 godzinę.
Odkrawac po plastrze ciasta, rozwałkowac na gr. 1/2 cm lub tak jak lubimy i wykrawac ciasteczka.
Posmarowac roztrzepanym jakiem i posypac wg. uznania, ja użyłam orzechów włoskich, maku i brązowego cukru karmelizowanego.
Pieczemy w temp 180stC przez 10-12 minut, az będą rumiane.
Studzimy i zimne wkładamy do pudełka. Smacznego!
A w ogrodzie resztki kwiecia...
UWAGA PROSBA !!!
Pomóżmy umierającym z zimna, głodu i chorób KOCIAKOM, które mieszkają w opuszczonych stoczniach: szczecińskiej i gdyńskiej...
BĄDŻMY LUDŻMI I POMÓŻMY ZWIERZĘTOM CZEKAJĄCYM NA NASZĄ POMOC!
Tu znajdziecie szczegóły.
Labels:
ciasta kruche,
ciastka
11/5/09
Ciasto czekoladowo-migdałowe.
W ten słotny, zimny czas mam częsciej (niestety!) ochotę na słodkoci...a najbardziej na wszelkiego rodzaju wypieki do gorącej herbaty lub kawy. Bo nic tak nie rozgrzewa duszy, jak kawałek pysznego ciasta i ciepło futrzanego zwierzaka na kolanach!
CIASTO CZEKOLADOWO-MIGDALOWE
ciasto:
1 kostka (200g) miękkiego masła lub margaryny (np'Kasia')
1 szkl mąki tortowej
1 szkl mąki migdałowej
7 jaj
1 niepełna szkl cukru pudru
2 łyżki ciemnego kakao
2 łyżki mąki migdałowej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
kilka kropli esencji migdałowej
100g posiekanych migdałów (dałam orzechy włoskie)
50g drobnych sułtanek lub koryntek
na polewę:
100g gorzkiej lub deserowej czekolady
1 cukier waniliowy
1 łyżka miękkiego masła
W misce ubic masło z cukrem pudrem do białosci, dodawac po 1 żółtku i po łyżce mąki z proszkiem do pieczenia (na przemian pszenną i migdałową), ucierac do wyczerpania mąk. Z białek ubic sztywną pianę, dodac do masy i delikatnie połączyc. Podzielic ciasto na pół, do jednej częsci dodac 2 łyżki kakao, do drugiej 2 łyżki mąki migdałowej i ostrożnie wmieszac aby nie rozbic piany.
Do częsci czekoladowej wsypac posiekane orzechy,a do jasnego ciasta dodac rodzynki i zapach migdałowy.
Tortownicę z kominem, wysmarowac maslem i przełożyc ciemne ciasto. Wyrównac powierzchnię i przykryc jasnym ciastem.
Piec 50-60 minut w piekarniku nagrzanym do 180stC.
Lekko wystudzic, wyjąc z formy i posmarowac rozpuszczoną czekoladą z maslem i cukrem waniliowym. Można posypac orzechami lub migdałami.
Polecam!
Labels:
ciasta,
ciasta ucierane,
czekolada
11/3/09
Bułeczki na pogodę i niepogodę.
Upiekłam bułki, wiem że dopiero co były dyniowe, wiem...ale czasem tak mam. Nie piekę długo, a potem nadrabiam i raz po raz piekę...oczywiscie inne za każdym razem, ale bułki. Częsciej jednak zabieram się za chleb, może dlatego że wciąż czekają na swoją kolej przepisy...a jest ich sporo. I pomyslec że od kilku lat piekę chleb w domu i wciąż nowe receptury testuję, a mimo to długa lista przepisów wciąż jest przede mną i czeka na realizację...czy kiedys będę mogła powiedziec że jestem na bieżąco?...chyba nie, bo wciąż przybywają nowe pomysły na wypieki...a odkrywam ich całe mnóstwo! Do tego cotygodniowe weekendowe pieczenie...to jest fantastyczne, że jest tyle do powiedzenia w kwestii chleba, że twórczosc piekarska rozwija się i zaskakują mnie wciąż nowymi, wspaniałymi przepisami na chleby, chałki, bułki itp.
Rano, obowiązkowy spacer brzegami Odry, dostarczający psom koniecznej dawki swobody (tylko czemu to musi byc o wschodzie?). Witamy ciepłe, choc listopadowe, leniwie wyłaniające się zza choryzontu słońce. A wokoło oszronione trawy i zamglone nabrzeża...jedynie kaczki wstają wczesniej od nas i pluskają się tak ochoczo jak w lecie.
Psy spotykają koleżanki i kolegów, a ja ich opiekunów - przymusowe ranne ptaszki, jak ja...
Przed wyjsciem ubieram ciepłą kurtkę, czapkę, zakładam rękawiczki i nieprzemakalne, wygodne traperki i w drogę...i codziennie przed wyjsciem narzekam (w myslach...) że też muszę wychodzic z ciepłego domu i wędrowac w pogodę i niepogodę, w slońce i deszcz, w czasie mrozów, roztopów...i codziennie po powrocie do domu, jestem fantastycznie 'rozruszana', 'pooddychana', rozgrzana i zadowolona!
Człowiek (a może kobieta!)jest istotą przekorną i nieodgadnioną :)))...
Te poranne rozgrzewki, to mój czas, na mysli, rozważania, plany...wtedy obmyslam co upiekę lub ugotuję, co przesadzę w ogrodzie, jaki wydziergam sweter...lubię ten czas.
W domu już parzy się kawa...czasem czeka sniadanie...jest ciepło i przytulnie...lubię ten mój czas!
BUŁKI NA NIEPOGODĘ - ODRYWANE
składniki na 20 bułek:
800g mąki typ 650
30g swieżych drożdży
1 jajko
60g masla rozpuszczonego
1,5 szkl. ciepłego mleka
3/4 - 1 szkl. letniej wody
2 łyżki cukru
3/4 łyżki soli morskiej
na wierzch:
1 jajko
mak lub sezam
Drożdże rozpuscic w 1/2 szkl. mleka, dodac 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżkę mąki, wymieszac. Przykryc i odstawic na 20 minut aż drożdże 'ruszą'.
Do miski miksera wsypac mąkę, dodac cukier i sól, wbic jajko i dodac podrosnięte drożdże oraz resztę mleka i włączyc mikser na wolnych obrotach. Dozując wodę zwiększyc obroty i wyrabiac 1 minutę, po czym wlac ostudzone masło i wyrabiac jeszcze 7-8 minut. Ciasto powinno byc gładkie i elastyczne, nie powinno się kleic, musi odstawac od scianek miski. Przełożyc do naoliwionej miski do wyrastania, przykryc folią i odstawic aby podwoiło objętosc. Większą formę wyłożyc papierem lub wysmarowac masłem. Z porcji ciasta formowac okrągłe bułeczki i układac na blasze, zachowując centymetrowe odstępy na podrosnięcie.
Przykryc sciereczką i odstawic do napuszenia - na ok. 30 minut. W tym czasie nagrzac piekarnik do 190stC. Przed pieczeniem posmarowac bułeczki rozkłóconym jajkiem i posypac makiem, można lekko naciąc.
Wstawic do upieczenia na 20-25 minut, aż będą rumiane. Polecam, są mięciutkie i bardzo smaczne, doskonałe na jesienne kolacje i sniadania... Smacznego!
Labels:
chleb i bułki,
na drożdżach
Subscribe to:
Posts (Atom)